Nice guys finish last
Oct. 13th, 2009 10:23 pm![[personal profile]](https://www.dreamwidth.org/img/silk/identity/user.png)
Ajm prizenting fik. A raczej Artura, stuprocentowo dla
kasiowy , choć to nie jest to, co chciałabym Ci dawać. Srsly, to się samo napisało, ja tylko klikałam literki, soł don't blame me (blame my gender).
Chyba mam za dobre zdanie o Arturze, mimo wszystko, i chyba dalej nie przestałam w niego wierzyć, enyłej obawiam się, iż ta wizja z - przynajmniej aktualnym - kanonem nie ma wiele wspólnego. But sometimes you just have to say screw cannon, right?
Fandom: Merlin
Tytuł: Nice guys finish last (chciałam coś normalnego, coś polskiego, ale z niewiadomych przyczyn to się do mnie przyczepiło i nie wymyśliłam nic lepszego -____-)
Słów: 1 315 (yay!)
Spoilery: bardzo duże do 2x04
Uwagi: jak mówiłam, niekanoniczność i bohaterowie, nad którymi straciłam kontrolę już przy drugim zdaniu, i - uwaga - brak slashu! Nawet sugerowanego! Yay me!
Dla
kasiowy :*
Ciepłe światło płonących ognisk na obrzeżach Camelotu było jedyną oznaką, że poza Arturem Pendragonem ktoś jeszcze cierpiał na bezsenność tej nocy. Młody książę siedział na kamiennym parapecie okna w swojej komnacie, i przyciskając policzek do lodowato zimnej szyby, wpatrywał się w pusty dziedziniec, po którym tylko od czasu do czasu przechadzał się rycerz pełniący straż nocną.
Już drugą noc, odkąd wrócili z wyprawy ratunkowej Gwen, nie był w stanie zmrużyć oka. Jakiś śmieszny poeta, jeden z tych dziwaków, którzy regularnie zabawiali dwór przy okazji każdego święta, zapewne stwierdziłby, że następca tronu jest zakochany i to uczucie zastąpiło wszystkie jego potrzeby, z jedzeniem i snem włącznie. Artur nie był tak głupi, żeby uwierzyć, że to wszystko ma tak łatwe wytłumaczenie. Niewiele może wiedział o tych sprawach, ale to przecież było logiczne, że w tak krótkim czasie nie mógł przenieść wszystkich pozytywnych uczuć, jakie w sobie nosił, na jedną osobę, której istnienia przez tyle lat nawet sobie nie uświadamiał (więc dlaczego powiedział Merlinowi, że tak właśnie jest?). Czy to w ogóle jest możliwe, żeby bez udziału magii tak bardzo pogrążyć się w jakimkolwiek uczuciu (poza chęcią zemsty, oczywiście)? Więc skąd ten zawód, to paskudne samopoczucie jak po przegraniu najważniejszej bitwy, kiedy zobaczył, w jaki sposób Gwen patrzyła na Lancelota?
Artur uderzył kilkakrotnie głową o szybę, jakby to miało rozjaśnić mu umysł i pomóc uporządkować galopujące myśli. Nienawidził nie wiedzieć na czym stoi, a teraz czuł się tak, jakby stał na gruncie, który powoli usuwał mu się spod stóp. (Kiedyś usłyszał od jakiegoś wędrownego śpiewaka o ruchomych piaskach, które pochłaniały każdego, kto nieopatrznie na nich stanął. Czy tym właśnie była… miłość?) Artur pokręcił głową w chwili, w której pomyślał to słowo.
- Siedzenie i wpatrywanie się w gwiazdy w niczym ci nie pomoże – powiedział do siebie i pomimo nieprzemożnej chęci spędzenia kolejnej nocy na byciu nieszczęśliwym księciem, wziął się w garść i ruszył w stronę komnat sypialnych, by chociaż spróbować zasnąć.
Jeśli mu się to nie uda, przynajmniej sporządzi listę zajęć dla Merlina na kolejny dzień. To zawsze jakoś poprawiało mu humor.
Jasne promienie wschodzącego słońca, przebijające się przez zasłony okien sypialnych, sprawiły, że Artur uderzył pięścią w poduszkę, a jego irytacja, pogłębiona przez kolejną bezsenną noc, sięgnęła zenitu. Zaczął nawet rozważać udanie się do Gajusza po jakiś eliksir nasenny, bo miał wrażenie, że jeśli nie uda mu się przespać jeszcze jednej nocy, zacznie wywijać mieczem w kierunku każdego, kto nie usunie mu się na czas z drogi.
Merlin miał to nieszczęście, że zjawił się u księcia jako pierwszy tego dnia. A Artur miał wystarczająco dużo czasu, żeby wymyślić mu odpowiednią ilość zajęć na cały najbliższy tydzień.
Jeszcze przed południem połowa dworu odczuła, jak bardzo zły dzień miał ich książę. Jego rycerze przeszli trening cięższy od każdego turnieju, w jakim mieli okazję uczestniczyć. Jeden z nich nawet został niegroźnie ranny, kiedy Artur dojrzał snującą się po dziedzińcu Gwen, tak bardzo pogrążoną w rozmyślaniach, że nawet nie podniosła głowy, jak przechodzący obok Merlin ją pozdrowił. Artur był pewien, że wie, o kim wtedy myślała.
Merlin zaś od momentu, w którym przekroczył próg jego komnaty, nie miał ani chwili dla siebie. Najpierw miał się zająć koniem Artura (mimo że wcale nie miał zamiaru na nim tego dnia jeździć), następnie posprzątać jego komnaty, udać się do sąsiedniej wioski po świeże warzywa na jego obiad (to przyszło mu do głowy już o świcie, nic więc dziwnego, że było tak absurdalne), a potem Artur już sam nie pamiętał, co jeszcze kazał mu zrobić. Co najdziwniejsze, Merlin wykonywał to wszystko bez zająknięcia, co zupełnie nie było podobne do Merlina, jakiego znał. Może dlatego Artur nie odczuwał żadnej satysfakcji z tego, że nie tylko jego dzień przypominał koszmar na jawie.
- Wystarczy – powiedział do swoich rycerzy po trzeciej godzinie treningu, kiedy palące słońce dawało się we znaki nawet jemu.
Jeszcze nigdy nie widział na ich twarzach takiej ulgi, ale tłumaczył sobie, że to dla ich dobra. W prawdziwej walce nikt ich nie będzie pytał, czy aby przypadkiem nie chcieliby zrobić sobie przerwy.
- Merlinie! – zawołał do chłopaka, który wracał właśnie z zamku po uprzednim zaniesieniu tam toreb wypakowanych jedzeniem.
- Tak? – zapytał Merlin, zbliżając się szybkim krokiem do Artura. Na jego policzkach malowały się rumieńce, jemu też ten niespodziewany wrześniowy upał musiał dawać się we znaki.
- Po obiedzie wypolerujesz moją zbroję – zakomunikował mu i gdy Merlin już otwierał usta, żeby najprawdopodobniej zapytać, czy teraz może zrobić sobie przerwę na posiłek, dodał: - A teraz przygotujesz tor do konnych pojedynków na mój jutrzejszy trening.
Artur dostrzegł, jak Merlin zacisnął dłoń w pięść, i już miał się przygotować na słowną potyczkę, kiedy jego sługa skinął nieznacznie głową i odszedł w kierunku zamku. Książę podążył za nim wzrokiem, aż ten zniknął za rogiem korytarza.
(Spójrz na jasną stronę. Wciąż masz mnie.)
Czy to rzeczywiście tak mało?
Kiedy po obiedzie z królem Artur udał się do swoich komnat, by zaczerpnąć trochę odpoczynku, zastał w nich Merlina, który bynajmniej nie był w trakcie polerowania jego zbroi. Chłopiec leżał na podłodze, oparty o bok jego łóżka, i pochrapywał cicho. Artur rzucił okiem na dzban z wodą, który stał na stoliku nocnym, ale potem jego wzrok padł na twarz sługi, która raczej powinna należeć do dorosłego człowieka, niż do młodzieńca, jakim był Merlin. Artur wiedział skąd zna te przedwczesne zmarszczki na czole i podkrążone oczy. Oglądał je każdego dnia w lustrze.
Książę obszedł śpiącego Merlina, ściągnął z siebie szatę i położył się na łóżku. Zanim zdążył nawet pomyśleć o tym, że pewnie ze snu znowu nici, otoczyła go przyjemna ciemność i po raz pierwszy od długiego czasu nie męczyły go żadne koszmary.
Kiedy się obudził za oknem było już ciemno, a on sam czuł się tak, jakby przespał co najmniej cały dzień. Podniósł się na łokciach i zerknął na podłogę – jednak Merlina tam nie było. Wtedy usłyszał brzęk stali dochodzący z komnaty obok i gdy zajrzał do niej ujrzał swojego sługę kończącego polerowanie zbroi.
- Wybacz tamto… No, w każdym razie już kończę – powiedział Merlin, nie podnosząc głowy.
- Następnym razem wybierz sobie jakieś lepsze miejsce do polerowania podłogi – mruknął Artur, przeciągając się.
- Wierz mi, twoje łóżko wcale nie jest takie wygodne – odparł Merlin, a kącik jego ust uniósł się nieznacznie.
- Och, doprawdy? – powiedział książę z udawanym oburzeniem. – Chcesz spróbować podłogi w stajni?
- Już próbowałeeem – Merlin starał się ukryć ziewnięcie, ale nie wyszło mu to najlepiej. – Nie ma takiego miejsca w Camelocie, w którym jeszcze nie spałem.
Artur parsknął śmiechem, obserwując, jak Merlin odkłada na miejsce jego zbroję.
- Tor gotowy, podłogi zmyte – Merlin wyliczał, rozglądając się dookoła – zbroja wypolerowana. Coś jeszcze? – zapytał, a nadzieja w jego głosie niemal krzyczała o litość.
Artur zastanowił się przez chwilę.
- Tak.
Obserwowanie niemej reakcji Merlina było naprawdę genialną rozrywką.
- Idź do kuchni i przynieś dwa kufle wina.
Oczy Merlina natychmiast rozbłysły z podekscytowania.
- Będzie tu Gwen? To może powinienem przynieść i kolację, co? I kwiaty, koniecznie kwiaty.
Artur spuścił głowę, momentalnie poważniejąc. Oczywiście, że to powinna być Gwen. Ale tak samo bardzo jak powinna, nie może to być Gwen. Tak, jak Artur nie może być tym, o kim ona najprawdopodobniej myśli właśnie w tej chwili.
- Nie, idioto. Pomyślałem, że może mój sługa powinien poznać łaskawość swojego pana, bo reprymendy ewidentnie nie działają na niego motywująco – Artur spojrzał wymownie na Merlina.
Chłopiec przez chwilę rozważał tę odpowiedź, a kiedy jej sens wreszcie do niego dotarł, jego twarz rozjaśniła się jeszcze bardziej.
- Zaraz wracam – powiedział tylko, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu, po czym zniknął za drzwiami komnaty.
Artur usiadł na fotelu i spojrzał przez okno na zalany ciemnościami dziedziniec. Kolacja z jego sługą – do licha, pomyślał Artur, kiedy zacząłem znów go tak nazywać? – może nie była wymarzoną formą spędzenia wieczoru, ale czasami człowiekowi nie pozostaje nic innego, jak trzymać się z tymi, którzy są obok. Zawsze, zauważył Artur, myśląc o tych wszystkich sytuacjach, które miały jedną jedyną stałą.
Merlina.
![[livejournal.com profile]](https://www.dreamwidth.org/img/external/lj-userinfo.gif)
Chyba mam za dobre zdanie o Arturze, mimo wszystko, i chyba dalej nie przestałam w niego wierzyć, enyłej obawiam się, iż ta wizja z - przynajmniej aktualnym - kanonem nie ma wiele wspólnego. But sometimes you just have to say screw cannon, right?
Fandom: Merlin
Tytuł: Nice guys finish last (chciałam coś normalnego, coś polskiego, ale z niewiadomych przyczyn to się do mnie przyczepiło i nie wymyśliłam nic lepszego -____-)
Słów: 1 315 (yay!)
Spoilery: bardzo duże do 2x04
Uwagi: jak mówiłam, niekanoniczność i bohaterowie, nad którymi straciłam kontrolę już przy drugim zdaniu, i - uwaga - brak slashu! Nawet sugerowanego! Yay me!
Dla
![[livejournal.com profile]](https://www.dreamwidth.org/img/external/lj-userinfo.gif)
Ciepłe światło płonących ognisk na obrzeżach Camelotu było jedyną oznaką, że poza Arturem Pendragonem ktoś jeszcze cierpiał na bezsenność tej nocy. Młody książę siedział na kamiennym parapecie okna w swojej komnacie, i przyciskając policzek do lodowato zimnej szyby, wpatrywał się w pusty dziedziniec, po którym tylko od czasu do czasu przechadzał się rycerz pełniący straż nocną.
Już drugą noc, odkąd wrócili z wyprawy ratunkowej Gwen, nie był w stanie zmrużyć oka. Jakiś śmieszny poeta, jeden z tych dziwaków, którzy regularnie zabawiali dwór przy okazji każdego święta, zapewne stwierdziłby, że następca tronu jest zakochany i to uczucie zastąpiło wszystkie jego potrzeby, z jedzeniem i snem włącznie. Artur nie był tak głupi, żeby uwierzyć, że to wszystko ma tak łatwe wytłumaczenie. Niewiele może wiedział o tych sprawach, ale to przecież było logiczne, że w tak krótkim czasie nie mógł przenieść wszystkich pozytywnych uczuć, jakie w sobie nosił, na jedną osobę, której istnienia przez tyle lat nawet sobie nie uświadamiał (więc dlaczego powiedział Merlinowi, że tak właśnie jest?). Czy to w ogóle jest możliwe, żeby bez udziału magii tak bardzo pogrążyć się w jakimkolwiek uczuciu (poza chęcią zemsty, oczywiście)? Więc skąd ten zawód, to paskudne samopoczucie jak po przegraniu najważniejszej bitwy, kiedy zobaczył, w jaki sposób Gwen patrzyła na Lancelota?
Artur uderzył kilkakrotnie głową o szybę, jakby to miało rozjaśnić mu umysł i pomóc uporządkować galopujące myśli. Nienawidził nie wiedzieć na czym stoi, a teraz czuł się tak, jakby stał na gruncie, który powoli usuwał mu się spod stóp. (Kiedyś usłyszał od jakiegoś wędrownego śpiewaka o ruchomych piaskach, które pochłaniały każdego, kto nieopatrznie na nich stanął. Czy tym właśnie była… miłość?) Artur pokręcił głową w chwili, w której pomyślał to słowo.
- Siedzenie i wpatrywanie się w gwiazdy w niczym ci nie pomoże – powiedział do siebie i pomimo nieprzemożnej chęci spędzenia kolejnej nocy na byciu nieszczęśliwym księciem, wziął się w garść i ruszył w stronę komnat sypialnych, by chociaż spróbować zasnąć.
Jeśli mu się to nie uda, przynajmniej sporządzi listę zajęć dla Merlina na kolejny dzień. To zawsze jakoś poprawiało mu humor.
* * *
Jasne promienie wschodzącego słońca, przebijające się przez zasłony okien sypialnych, sprawiły, że Artur uderzył pięścią w poduszkę, a jego irytacja, pogłębiona przez kolejną bezsenną noc, sięgnęła zenitu. Zaczął nawet rozważać udanie się do Gajusza po jakiś eliksir nasenny, bo miał wrażenie, że jeśli nie uda mu się przespać jeszcze jednej nocy, zacznie wywijać mieczem w kierunku każdego, kto nie usunie mu się na czas z drogi.
Merlin miał to nieszczęście, że zjawił się u księcia jako pierwszy tego dnia. A Artur miał wystarczająco dużo czasu, żeby wymyślić mu odpowiednią ilość zajęć na cały najbliższy tydzień.
* * *
Jeszcze przed południem połowa dworu odczuła, jak bardzo zły dzień miał ich książę. Jego rycerze przeszli trening cięższy od każdego turnieju, w jakim mieli okazję uczestniczyć. Jeden z nich nawet został niegroźnie ranny, kiedy Artur dojrzał snującą się po dziedzińcu Gwen, tak bardzo pogrążoną w rozmyślaniach, że nawet nie podniosła głowy, jak przechodzący obok Merlin ją pozdrowił. Artur był pewien, że wie, o kim wtedy myślała.
Merlin zaś od momentu, w którym przekroczył próg jego komnaty, nie miał ani chwili dla siebie. Najpierw miał się zająć koniem Artura (mimo że wcale nie miał zamiaru na nim tego dnia jeździć), następnie posprzątać jego komnaty, udać się do sąsiedniej wioski po świeże warzywa na jego obiad (to przyszło mu do głowy już o świcie, nic więc dziwnego, że było tak absurdalne), a potem Artur już sam nie pamiętał, co jeszcze kazał mu zrobić. Co najdziwniejsze, Merlin wykonywał to wszystko bez zająknięcia, co zupełnie nie było podobne do Merlina, jakiego znał. Może dlatego Artur nie odczuwał żadnej satysfakcji z tego, że nie tylko jego dzień przypominał koszmar na jawie.
- Wystarczy – powiedział do swoich rycerzy po trzeciej godzinie treningu, kiedy palące słońce dawało się we znaki nawet jemu.
Jeszcze nigdy nie widział na ich twarzach takiej ulgi, ale tłumaczył sobie, że to dla ich dobra. W prawdziwej walce nikt ich nie będzie pytał, czy aby przypadkiem nie chcieliby zrobić sobie przerwy.
- Merlinie! – zawołał do chłopaka, który wracał właśnie z zamku po uprzednim zaniesieniu tam toreb wypakowanych jedzeniem.
- Tak? – zapytał Merlin, zbliżając się szybkim krokiem do Artura. Na jego policzkach malowały się rumieńce, jemu też ten niespodziewany wrześniowy upał musiał dawać się we znaki.
- Po obiedzie wypolerujesz moją zbroję – zakomunikował mu i gdy Merlin już otwierał usta, żeby najprawdopodobniej zapytać, czy teraz może zrobić sobie przerwę na posiłek, dodał: - A teraz przygotujesz tor do konnych pojedynków na mój jutrzejszy trening.
Artur dostrzegł, jak Merlin zacisnął dłoń w pięść, i już miał się przygotować na słowną potyczkę, kiedy jego sługa skinął nieznacznie głową i odszedł w kierunku zamku. Książę podążył za nim wzrokiem, aż ten zniknął za rogiem korytarza.
(Spójrz na jasną stronę. Wciąż masz mnie.)
Czy to rzeczywiście tak mało?
* * *
Kiedy po obiedzie z królem Artur udał się do swoich komnat, by zaczerpnąć trochę odpoczynku, zastał w nich Merlina, który bynajmniej nie był w trakcie polerowania jego zbroi. Chłopiec leżał na podłodze, oparty o bok jego łóżka, i pochrapywał cicho. Artur rzucił okiem na dzban z wodą, który stał na stoliku nocnym, ale potem jego wzrok padł na twarz sługi, która raczej powinna należeć do dorosłego człowieka, niż do młodzieńca, jakim był Merlin. Artur wiedział skąd zna te przedwczesne zmarszczki na czole i podkrążone oczy. Oglądał je każdego dnia w lustrze.
Książę obszedł śpiącego Merlina, ściągnął z siebie szatę i położył się na łóżku. Zanim zdążył nawet pomyśleć o tym, że pewnie ze snu znowu nici, otoczyła go przyjemna ciemność i po raz pierwszy od długiego czasu nie męczyły go żadne koszmary.
Kiedy się obudził za oknem było już ciemno, a on sam czuł się tak, jakby przespał co najmniej cały dzień. Podniósł się na łokciach i zerknął na podłogę – jednak Merlina tam nie było. Wtedy usłyszał brzęk stali dochodzący z komnaty obok i gdy zajrzał do niej ujrzał swojego sługę kończącego polerowanie zbroi.
- Wybacz tamto… No, w każdym razie już kończę – powiedział Merlin, nie podnosząc głowy.
- Następnym razem wybierz sobie jakieś lepsze miejsce do polerowania podłogi – mruknął Artur, przeciągając się.
- Wierz mi, twoje łóżko wcale nie jest takie wygodne – odparł Merlin, a kącik jego ust uniósł się nieznacznie.
- Och, doprawdy? – powiedział książę z udawanym oburzeniem. – Chcesz spróbować podłogi w stajni?
- Już próbowałeeem – Merlin starał się ukryć ziewnięcie, ale nie wyszło mu to najlepiej. – Nie ma takiego miejsca w Camelocie, w którym jeszcze nie spałem.
Artur parsknął śmiechem, obserwując, jak Merlin odkłada na miejsce jego zbroję.
- Tor gotowy, podłogi zmyte – Merlin wyliczał, rozglądając się dookoła – zbroja wypolerowana. Coś jeszcze? – zapytał, a nadzieja w jego głosie niemal krzyczała o litość.
Artur zastanowił się przez chwilę.
- Tak.
Obserwowanie niemej reakcji Merlina było naprawdę genialną rozrywką.
- Idź do kuchni i przynieś dwa kufle wina.
Oczy Merlina natychmiast rozbłysły z podekscytowania.
- Będzie tu Gwen? To może powinienem przynieść i kolację, co? I kwiaty, koniecznie kwiaty.
Artur spuścił głowę, momentalnie poważniejąc. Oczywiście, że to powinna być Gwen. Ale tak samo bardzo jak powinna, nie może to być Gwen. Tak, jak Artur nie może być tym, o kim ona najprawdopodobniej myśli właśnie w tej chwili.
- Nie, idioto. Pomyślałem, że może mój sługa powinien poznać łaskawość swojego pana, bo reprymendy ewidentnie nie działają na niego motywująco – Artur spojrzał wymownie na Merlina.
Chłopiec przez chwilę rozważał tę odpowiedź, a kiedy jej sens wreszcie do niego dotarł, jego twarz rozjaśniła się jeszcze bardziej.
- Zaraz wracam – powiedział tylko, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu, po czym zniknął za drzwiami komnaty.
Artur usiadł na fotelu i spojrzał przez okno na zalany ciemnościami dziedziniec. Kolacja z jego sługą – do licha, pomyślał Artur, kiedy zacząłem znów go tak nazywać? – może nie była wymarzoną formą spędzenia wieczoru, ale czasami człowiekowi nie pozostaje nic innego, jak trzymać się z tymi, którzy są obok. Zawsze, zauważył Artur, myśląc o tych wszystkich sytuacjach, które miały jedną jedyną stałą.
Merlina.